Maksymilian Chołuj



1. Twoje początki z fotografią uliczną nie były łatwe. Z czym miałeś problemy podczas wychodzenia na streeta oraz jakie znalazłeś na to rozwiązanie?

Generalnie problem tkwił w mojej nieśmiałości i nie mówimy tutaj tylko o fotografowaniu. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że wpływała ona na wiele innych aspektów. Dużą zmianę zawdzięczam pracy zawodowej, dzięki której rozwinąłem umiejętność budowania relacji z innymi ludźmi. Kiedy przyjechałem do Warszawy na studia, trafiła mi się oferta pracy jako magazynier. Pomyślałem, że z moim introwertycznym podejściem do świata będzie to na początek idealne rozwiązanie. Firma, do której trafiłem, bardzo szybko się rozwijała. Poznawałem mnóstwo nowych osób. Z czasem okazało się, że nieźle radzę sobie z zarządzaniem. Mój przełożony to zauważył i awansował mnie na brygadzistę. Po kolejnych kilku latach objąłem stanowisko kierownicze. W tym czasie musiałem stopniowo nauczyć się organizować zebrania, poruszać problemy na forum publicznym, oprowadzać gości, rozwiązywać spory, czy też odbywać rozmowy o zakończeniu współpracy. Te doświadczenia sprawiły, że stałem się bardziej pewny siebie i asertywny - na ulicy te cechy są przydatne.

Streetem interesowałem się niemalże od początku swojej przygody z fotografią. Zachwycały mnie zdjęcia Cartier-Bressona, natomiast nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie na ulicy robiącego zdjęcia obcym ludziom i w dodatku z bliskiej odległości. Teraz może to brzmi nawet śmiesznie, jednak wtedy było dla mnie czymś nie do przeskoczenia - panicznie obawiałem się reakcji innych. W mojej głowie krążyły wizje awantury połączonej z setką pytań... Dlaczego robię zdjęcia? Kto mi na to pozwolił? Kim w ogóle jestem, że mam prawo to robić? Bałem się również zakłopotania, w jakie wprawić mnie może zwykłe „proszę nie robić mi zdjęć”. Często nawet nie próbowałem fotografować z biodra w obawie przed jakąś sprzeczką. W ten sposób traciłem kolejne kadry i wracałem do domu z niczym w przekonaniu, że ta dyscyplina nie jest dla mnie.

Rozwiązania szukałem bardzo długo. Któregoś dnia przeglądając albumy, zupełnie przypadkowo wpadłem na „Subway Portrait” Walkera Evansa, robił on zdjęcia aparatem ukrytym pod płaszczem. Stwierdziłem, że mogę usprawnić i wykorzystać jego technikę. Pobiegłem kupić wężyk spustowy, ukryłem spust w kieszeni kurtki, a przewód poprowadziłem tak, by nie było go widać na zewnątrz. Aparat wisiał mi swobodnie na klatce piersiowej, a dla jakiejkolwiek kontroli nad kadrem wsunąłem poziomicę w miejsce gorącej stopki. Pierwsze efekty bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Mogłem podejść blisko, niemalże wejść w środek zdarzenia niezauważony. Kręciłem się więc w ten sposób po mieście w poszukiwaniu interesujących ujęć. Fotografowałem tak przez kilka miesięcy. Z czasem zaczęła mnie irytować przypadkowość kompozycji nad którą nie mogłem zapanować. Jeszcze gorsza okazała się świadomość zmarnowanych sytuacji – bo zamiast po prostu je uwieczniać, kombinowałem jak się ustawić z aparatem, wężykiem itd. Po tych próbach byłem już tak mocno zafiksowany streetem, że zacząłem odważnie podnosić aparat do oka.

Myślę, że ważne jest wiedzieć dlaczego się fotografuje i mieć przygotowane uniwersalne odpowiedzi - to bardzo pomocne. Na zadane pytania odpowiadam spokojnie i z uśmiechem. Czasem z takim przechodniem wywiązuje się nawet dłuższa rozmowa. Jednak zdecydowanie częściej zdarza mi się, że osoba fotografowana nawet nie zwraca uwagi lub nie zauważa, że w ogóle znajduje się w kadrze.



2. Widziałem sporo zdjęć z wypraw motocyklowych. Czy jednoślad to dla Ciebie sposób na wyruszenie w podróż bez zbędnych ograniczeń? Jak taka forma podróżowania ma się do swobody fotografowania?

Jeżeli pytasz o to, czy motocykl daje mi poczucie wolności, to bez wahania odpowiem twierdząco. Nie doświadczyłem tego tak mocno w żadnej innej formie podróżowania. Na motocyklu nic nie ogranicza widoczności i zatrzymujesz się w miejscach, w których nie byłoby to możliwe samochodem. Prościej jest również wykonywać manewry na drodze. Te elementy jak najbardziej sprzyjają fotografowaniu, przy czym mam na myśli raczej zdjęcia dokumentujące podróż, drogę i motocyklowy lifestyle. Natomiast jazda jednośladem w długie trasy, poza niesamowitą frajdą, daje mocno w kość. Aby połączyć ją z fotografią uliczną trzeba się często nieźle nagimnastykować. Chcąc zrobić dłuższy postój w mieście musisz rozebrać się z ubrań motocyklowych i wcisnąć je do kufra. Wypadałoby też zmienić buty na lżejsze. Z reguły trzeba zabrać ze sobą cenniejsze rzeczy, których nie zostawisz ot tak po prostu na motocyklu. W efekcie okazuje się, że biegasz z wypchanym plecakiem. To wszystko zabiera zbyt wiele energii i czasu. Wolę szybko dostać się do centrum miasta (autem, metrem czy tramwajem) i po prostu działać.

Ciekawe jest to, że fotografia uliczna stała się impulsem do podróżowania z moją partnerką autem po Europie. Początkowo jeździliśmy zwykłą osobówką, ale w ubiegłym roku kupiliśmy busa, którego zmodyfikowaliśmy na mini kampera. Aktualnie ten sposób daje nam więcej swobody w przemieszczaniu się i fotografowaniu. Oczywiście nie jest tak, że muszę gdziekolwiek wyjeżdżać, żeby robić streeta. Bardzo lubię fotografować w Warszawie. Mam wrażenie, że z roku na rok przybywa tematów i ciekawych sytuacji, niemniej jednak łatwiej jest mi się skupić tylko na fotografii, jeśli na przykład wezmę tydzień urlopu i pojadę do Berlina. Nic mnie wtedy nie rozprasza i nie znajduję sobie wymówek. Wyjazd sprawia, że mogę również zdystansować się i na nowo spojrzeć na znaną mi przestrzeń.

Nie tak dawno pojawiły się w miastach inne jednoślady – hulajnogi. Ułatwiają eksplorowanie miasta, ale czy to pomoże fotografowi ulicznemu? Chyba w podobnym stopniu co rowery miejskie lub komunikacja. Wiele zależy od stylu fotografa – jedni ciągle się przemieszczają, inni godzinami wyczekują perfekcyjnego kadru w jednym miejscu. Mój sposób działania jest gdzieś pomiędzy wyżej wymienionymi. Zazwyczaj zaczynam od centrum, idąc przez najbardziej zaludnione ulice. Teoretycznie im większe zagęszczenie, tym więcej potencjalnych sytuacji. Czasem jednak trudno się przez to skoncentrować i wyłowić coś interesującego. Jeśli tak się akurat dzieje, staram się stopniowo oddalać w kierunku bardziej kameralnych ulic. Korzystam również z komunikacji miejskiej, ale generalnie przemieszczam się pieszo. Jeśli zauważę ciekawą scenerię, w której brakuje dopełniającego elementu, czekam do skutku, ewentualnie wracam ponownie za jakiś czas.



3. W dzisiejszych czasach social media zdominowali youtuberzy, w siłę rosną również podcasty. Wierzysz jeszcze w fotoblogi? Swojego nadal prowadzisz...

Moda na fotoblogi już minęła, co zresztą widać. Duża część kiedyś przeze mnie obserwowanych już nie istnieje lub od dawna brak na nich nowych wpisów. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest m. in. łatwość publikacji w mediach społecznościowych. Autorzy blogów założyli strony internetowe, przenieśli się na Facebooka, Instagram czy YouTube. Oczywiście są takie, które przeszły pewnego rodzaju metamorfozę wizualną dopasowując się do aktualnych trendów i dalej z powodzeniem funkcjonują mając stałych odbiorców.

Myślę, że warto jest szukać nowych kanałów dystrybucji swojej twórczości, ale trzeba też skupić się na prowadzeniu jednego z nich systematycznie. Daje to choćby możliwość zdystansowania się oraz subiektywnej oceny własnego rozwoju. W połączeniu z Instagramem blog jest dobrym miejscem do pokazania tego co robię. Osobiście staram się dokonywać jak największej selekcji udostępnianych zdjęć. Na Instagramie buduję spójne streetowe portfolio, natomiast blog traktuję jako swobodniejszą formę publikacji, co widać choćby w różnorodności tematycznej postów. Nie utrzymuje się z fotografii, więc komercyjne portfolio jest mi zbędne. Co zabawne – dzięki blogowi wpadło mi kilka poważniejszych zleceń np. dla National Geographic Channel, które organizowało kampanię marketingową. Potrzebowali fotografa na zastępstwo, a ja jako swoje portfolio wysłałem link do bloga. Wkrótce okazało się, że przekonał ich projekt „Polska przemiany”. Na miejscu fotografowałem człowieka przebranego za gigantyczny mózg. Były to pozowane zdjęcia z przechodniami w miejskiej scenerii. Przy okazji wykonałem również niepozowany backstage z tego wydarzenia.

Pomimo tego, że dotychczas publikowałem tylko w internecie uważam, że miejsce fotografii jest na papierze - w galeriach i książkach. Wszystkie cyfrowe środki publikacji powinny nas tylko do nich zbliżać: zachęcać do zakupienia albumu, pójścia na wystawę. Prócz doznań estetycznych pozwalają one na przyjrzenie się sposobom budowania narracji, dokonanej edycji zdjęć. Lubię kolekcjonować publikacje polskich fotografów, których prace sobie cenię. Chętnie zamawiam albumy poprzez akcje crowdfundingowe ponieważ czuję, że dzięki temu mogę pomóc w ich wydaniu.

Kilkakrotnie omawiałem nawet wraz z moim przyjacielem pomysł prowadzenia na YouTube kanału z filmami o fotografii w podróży. Chcielibyśmy żeby miało to raczej formę rozmów o fotografii i naszych przemyśleniach z nią związanych, aniżeli było kolejną klasyczną relacją. Wyjazdowy klimat generuje mnóstwo ciekawych rozważań, które mogłyby być interesującym materiałem. Ze względu na ograniczony czas jakim dysponuję nie udało się do tej pory wcielić tego pomysłu w życie.



4. Opublikowałeś zestaw zdjęć „Oczami dziadka”, ale również wspomniany już projekt własnego autorstwa „Polska przemiany”. Czy to była chęć podjęcia dialogu ze swoim dziadkiem? Gdy on fotografował ludzi, Ty skupiłeś się na pustych przestrzeniach...

Zdjęcia autorstwa mojego dziadka opublikowałem na blogu, ponieważ uważam, że jest to kawał dobrego dokumentu fotograficznego. Henryk Bębenek jako jedyny w Grabowcu miał w latach sześćdziesiątych aparat. Można by go określić mianem reportera uwieczniającego ważne momenty z życia lokalnej społeczności oraz mojej rodziny. Jego zdjęciami zainteresowałem się pierwszy raz podczas nauki w liceum. Kiedy urządziłem w rodzinnym domu ciemnię fotograficzną, przekazał mi swoje negatywy z prośbą o zrobienie odbitek. Wykonałem kilka powiększeń, ale wtedy były to dla mnie tylko stare rodzinne zdjęcia. Dopiero kilka lat później zacząłem skanować cały ten materiał i dostrzegłem jego dokumentalną siłę. Nigdy jednak nie próbowałem świadomie do niego nawiązywać, czy też wchodzić w jakikolwiek dialog.

Kiedy zacząłem realizować „Polska przemiany” czułem potrzebę stworzenia większego projektu dotyczącego otaczającej mnie przestrzeni. Był to jednak jeszcze ten okres w moim życiu, kiedy unikałem postaci w kadrze, szukałem więc innych tematów. Zafascynowany „Nowymi topografami” wpadłem na pomysł fotografowania architektury centrów handlowych. Skupiłem się tu mocno na środkach formalnych: kompozycji, barwie, strukturze czy zestawieniu płaszczyzn. Takie podejście do budowania obrazu ma prawdopodobnie swoje źródło w malarstwie i historii sztuki, które były mi bliskie już od czasów nauki w liceum plastycznym. Projekt jest nadal otwarty. Te puste przestrzenie mnie magnetyzują, chętnie do nich powracam, mimo, że już swobodnie fotografuję ludzi. Być może dają poczucie pewnego rodzaju zastygnięcia, zatrzymania się, czasem refleksji w konfrontacji z codziennym pędem. Obecnie powróciłem do fotografowania marketów i rozpocząłem jeszcze jeden dłuższy projekt związany z architekturą, w którym nie przewiduję obecności człowieka.

Do ciekawszych tematów jakie realizowałem zaliczyłbym na pewno reportaż z „barabanienia”, czyli zwyczaju bębnienia na wielkim kotle, który odbywa się co roku w moich rodzinnych stronach. Miałem też okazję fotografować w Gucy, w trakcie serbskiego festiwalu trąbki. Tego materiału jeszcze nigdzie nie publikowałem, gdyż brakuje mi kilku kadrów do zamknięcia opowieści w całość. Otwarty jest również projekt dotyczący warszawskiego odcinka Wisły, który realizujemy wspólnie z Krzysztofem Cichym.



5. Największa Twoja aktywność, patrząc po liczbie publikowanych zdjęć na fotoblogu, przypada na 2015 rok. Jak tak obserwujesz siebie i swoje podejście do fotografii, to co zmieniło się na przestrzeni ostatnich lat?

Po ośmiu latach udostępniania różnych postów mogę zobaczyć, jak zmieniał się mój warsztat oraz sposób widzenia w fotografii. Przed założeniem bloga fotografowałem głównie w czarno-bieli. W domowej ciemni własnoręcznie wywoływałem filmy i odbitki. W kolorze zacząłem fotografować po przesiadce na cyfrę. Długo nie potrafiłem odnaleźć się w obrabianiu cyfrowych czarnobiałych zdjęć. Z czasem udało mi się to opanować i w zależności od tematu korzystałem z różnych form – porównywałem wersję kolorową z monochromatyczną i wybierałem wizualnie atrakcyjniejszą. Stąd na blogu taki miks. Aktualnie podchodzę do tego zupełnie inaczej. O wyborze środków decyduję przed rozpoczęciem zdjęć. Staram się dopasowywać formę do treści, a nie skupiać tylko na stronie wizualnej. Chcę, żeby wizualność obrazu była dopełnieniem tematu. Muszę przyznać, że w fotografii analogowej jest to prostsze. Wybierając rodzaj negatywu jednocześnie definiujemy późniejszy wygląd zdjęć. Znajduję przyjemność w tym sposobie pracy, dlatego chętnie wracam do średniego formatu.

W 2015 roku opublikowałem najwięcej postów na blogu, ponieważ był to okres, w którym już z łatwością fotografowałem ludzi. Dodatkowo mogłem robić streeta w każdy weekend, gdyż nie miałem innych zobowiązań. Nie oznacza to, że w kolejnych latach fotografowałem mniej - po prostu nie wrzucałem już wszystkiego tak systematycznie do sieci. Od 2017 roku zacząłem fotografować dla Urzędu Miasta Warszawy. Z jednej strony zmniejszyła się ilość czasu, jaki mogę poświęcić na streeta, a z drugiej dało mi to możliwość bycia w miejscach i sytuacjach, w których prawdopodobnie sam bym się nigdy nie znalazł. Staram się to wykorzystać i poza czystą rejestracją wydarzeń do udokumentowania dostrzegam w nich streetowe elementy. Myślę, że w moim przypadku street jest dopełnieniem długofalowych projektów, ale w przeciwieństwie do nich pozwala na dzielenie się rezultatem natychmiast.

Dziękuję za rozmowę!
Tymon Markowski

Maksymilian Chołuj (1988) – pochodzi z Grabowca. Fotografią zainteresował się w trakcie nauki w liceum plastycznym. W latach 2008-2010 studiował na Wyższym Studium Fotografii w Warszawie. Zafascynowany wieloma nurtami upodobał sobie szczególnie fotografię uliczną i dokumentalną. Miłośnik podróży i motocykli.