1. Zacząłeś interesować się streetem po wyprowadzce do Wielkiej Brytanii. Dlaczego akurat ten rodzaj fotografii?
To prawda, streetem zacząłem interesować się po zamieszkaniu na Wyspach. Myślę, że są dwa główne powody dlaczego padło na fotografię uliczną. Po pierwsze Londyn to miejsce, gdzie można doświadczyć wszystkiego i zobaczyć bardzo wiele. Grzechem jest więc tego nie fotografować. Czasami sytuacje, które rozgrywają się przed nami, aż proszą się by zostać uwiecznione, np.: kobieta na bujanym fotelu w metrze, ludzie wracający nad ranem z imprezy, taksówkarz malujący portrety w oczekiwaniu na kolejnego klienta czy choćby rowerzyści jeżdżący na jednym kole pomiędzy samochodami. Nie wspominając już o świetle, które czasami potrafi być w Londynie magiczne. Dzieje się tu naprawdę wiele, choćby Brexit prowokuje ludzi do wyjścia na ulice, ale są taże protesty przeciw globalnemu ociepleniu czy coroczny Notting Hill Carnival.
Fascynacja tym co dzieje się dookoła spowodowała, że zacząłem po prostu fotografować uliczne wydarzenia nie wiedząc, że ten rodzaj fotografii ma swoją nazwę. Po pewnym czasie wsiąkłem na dobre. Zacząłem czytać o streecie, oglądać wszystkie dostępne dzieła, poznawać nowych fotografów, a wolny czas spędzałem na ulicy. I pomimo, że niespecjalnie starałem się spotykać z innymi fotografami ulicznymi, to niejednokrotnie trafiałem na ulicy choćby na Matta Stuarta czy Nicka Turpina. Żyję w mieście, w którym bez względu na porę dnia zawsze znajdziesz fotografów ulicznych w okolicach Oxford Circus czy Covent Garden. Jeżeli chodzi o inspiracje, to uwielbiam Elliotta Erwitta za jego humor w fotografii. Strasznie też lubię Album „Being English” Patricka Warda. Drugi powód przemawiający za streetem jest czysto praktyczny. Będąc fotografem ślubnym kładę nacisk na niepozowane zdjęcia, gdzie moment i emocje są ważniejsze niż ładna poza. Potrzebowałem więc miejsca do treningu - ulica wydaje się idealna! To świetny sprawdzian dla oka, refleksu i kreatywnego wykorzystania napotkanej sytuacji. Jest jednak wielka różnica. O ile na ślubie fotograf ma przyzwolenie na fotografowanie gości i praktycznie nieograniczone możliwości, o tyle na ulicy sprawa jest zupełnie inna...
2. Jakie masz sposoby na przełamywanie strachu przed fotografowaniem obcych ludzi? Czy uważasz strach za największą blokadę dla fotografa ulicznego?
Najlepszym sposobem na przełamywanie strachu jest pozytywne nastawienie w głowie i uśmiech. Jeżeli wierzysz, że fotografując obcych ludzi nie robisz nic złego oraz nikogo przez to nie krzywdzisz, to już połowa sukcesu. Jeżeli ktoś spostrzegł, że wykonałem mu zdjęcie, to po prostu się do niego życzliwie uśmiecham bądź udaję, że jestem zainteresowany obiektem znajdującym się za jego plecami. Gdy fotografujemy zatłoczone miejsce ważne jest by sobie uświadomić, że ludzie tak naprawdę nie zwracają na ciebie uwagi i nie obchodzi ich twoje działanie. Wszystko zaczyna się więc w twojej głowie i tam kreuje się podejście do fotografowania. Jeżeli dalej towarzyszy ci strach, to dobrym sposobem na jego przełamanie jest po prostu zapytanie ludzi o pozwolenie na zrobienie im zdjęcia. Po zrobieniu kilkunastu portretów na pewno poczujesz się znacznie pewniej. Innym sposobem na przełamanie strachu jest podejście do tematu tak, jakby to było zlecenie czy praca do wykonania w ramach jakiegoś wynagrodzenia. Wyobraź sobie, że zarząd komunikacji miejskiej poprosił o zrobienie reportażu na temat pasażerów i ich zachowaniu w autobusach oraz tramwajach. Jestem przekonany, że z takim podejściem będziesz miał mniej oporów. Fotografowanie w bardzo małych grupach znajomych również jest jakimś sposobem na przełamywanie strachu. To że w grupie raźniej, wiadomo nie od dziś. Wychodząc na ulicę z kolegami nakręcacie się wzajemnie, a zdjęcia robi się znacznie łatwiej. Nie każdemu oczywiście ten sposób może odpowiadać - szczególnie tym, co preferują fotografować w samotności. Mimo wszystko nie zaszkodzi spróbować i od czasu do czasu wziąć udział w coraz bardziej popularnych photo walkach.
Według mnie największą blokadą fotografa jest nie strach, a schematy w które bardzo łatwo wpaść. Zdarzało się, że chodziłem w jedno miejsce przez dłuższy czas (np. Oxford Street) błędnie myśląc, że tylko tam można robić zdjęcia. A Londyn daje tak naprawdę nieskończone możliwości jeżeli chodzi o lokalizacje. Gdziekolwiek się nie pójdzie jest szansa, że przyniesiemy ciekawe zdjęcia. Oczywiście są miejsca bardziej wyeksploatowane streetowo, choćby wspominamy wcześniej Oxford Street, Trafalgar Square, Soho, Southbank czy Camden Town albo Brick Lane. Osobiście lubię wejść do metra i wysiąść na stacji, na której jeszcze nie miałem okazji się znaleźć. Fajnie jest pochodzić po nieznanych rejonach! W taki sposób odkryłem na przykład okolice Elephant Castle. A wracając do schematów... to pamiętam czas, gdy fotografowałem ludzi zasłaniających oczy przed słońcem, bo nie potrafiłem dostrzec żadnych innych gestów. Na dłuższą metę powodowało to blokadę i miałem trudność w fotografowaniu czegoś innego. Można znaleźć wiele podobnych pułapek, które zawężają myślenie i spostrzegawczość. Na przykład robienie zdjęć ludziom używającym telefonów, czy polowanie na przejściu dla pieszych na ludzi ubranych w paski. Nie twierdzę, że takie zdjęcia są złe. Mogą jednak stanowić przeszkodę w poszukiwaniu bardziej interesujących i ciekawszych ujęć.
3. Czy podczas fotografowania ślubów jest miejsce na streetowe podejście do tematu? Nowożeńcy chyba niekoniecznie chcą oglądać swoich gości w śmiesznych pozach, a dwie takie same sukienki na weselu uważa się za wpadkę...
Myślę, że jak najbardziej podczas ślubu jest miejsce na streetowe podejście do tematu. Jednak trzeba sobie szczerze powiedzieć, że nie każda para będzie takie zdjęcia chciała. Zdarzali się klienci, którzy zdecydowali się mnie zatrudnić właśnie dzięki moim streetowym kadrom i zależało im na niepozowanych ujęciach. Oczywiście ślub to dość specyficzna impreza, gdzie są pewne zwyczaje i również oczekiwania względem fotografa. Nie jest łatwo w streetowy sposób sfotografować dosłownie każdą sytuację. Jednak cieszę się, gdy trafiają mi się świadome pary dające wolną rękę. W 95% moja fotografia ślubna jest niepozowana, dlatego ma wiele wspólnego ze streetem. Przejawia się to bardziej w treści, niż w sposobie jego wykonania i formie. Lubię wyszukiwać śmieszne momenty, wieloplany, czy polować na gesty gości i ich niecodzienne zachowania. Ponieważ zdjęcia ślubne mają swoją funkcję (zatrzymują wspomnienia i dokumentują wydarzenie) uważam, że nie ma za dużo miejsca na fotografie nic niewnoszące do historii dnia, które byłyby tylko dobre formą. Z doświadczenia wiem, że pary nie są zainteresowane zdjęciami, które nie są powiązane z nimi lub gośćmi, bądź sytuacjami mającymi miejsce na obrzeżach ślubu. Widać to gdy samodzielnie wybierają zdjęcia do albumu.
Zastanawiając się głębiej nad różnicami w fotografowaniu ślubu i ulicy wydaje mi się, że tych różnic za dużo nie ma. Oczywiście poza tym, że ślub jest umiejscowiony często w ograniczonej przestrzeni i ma swój przewidywalny plan dnia, oraz że para ma pewne oczekiwania względem zdjęć, którym jako fotograf staramy się sprostać. Zaryzykuję stwierdzenie, że na ślubie fotografuje się łatwiej niż na ulicy z powodu przyzwolenia na fotografowanie. Słynne powiedzenie mówi, że dobre zdjęcie streetowe trzeba wychodzić. Bardzo bym się cieszył, gdybym z każdego dnia fotografowania na ulicy przyniósł chociaż jedno mocne streetowe zdjęcie! Ze ślubu natomiast trzeba dostarczyć z całego dnia często 400+ zdjęć starając się, by każde było dla pary ważne oraz przywoływało wspomnienia i emocje. Generalnie nowożeńcy lubią zdjęcia na których jest humor i są śmieszne elementy. Dwie takie same sukienki na parkiecie, zasypiająca ławka gości podczas kazania, krawat wujka w zupie, czy dzieci które znalazły własne zajęcie podczas ceremonii - to jak najbardziej porządane zdjęcia. Nie zawsze jest jednak czas na szukanie ciekawych kadrów poza sednem wydarzenia, szczególnie podczas ślubów Hinduskich, gdzie plan jest bardzo napięty i obecność fotografa z parą jest wskazana przez większość dnia.
Kilka lat temu, gdy dopiero odkrywałem czym jest fotografia uliczna, wybrałem się ze swoją parą na sesję plenerową do Paryża. Zależało im na pozowanych zdjęciach w najsłynniejszych miejscach stolicy. Powiedziałem, że oczywiście zdjęcia pozowane wykonamy, ale zaproponowałem nietypowe podejście do sesji - spróbowałem uchwycić ich na tle metropolii i wkomponować w życie miasta. W końcu to Paryż! Jedno z najbardziej zasłużonych miast na świecie jeżeli chodzi o fotografię uliczną. Młodzi więc spędzali czas ze sobą, a ja próbowałem umiejscowić ich odpowiednio w kadrze i nawiązać do otaczających dookoła sytuacji. Mimo, że wszyscy byliśmy zadowoleni ze zdjęć to wydaje mi się, że pozowane zdjęcia ślubne powinny przede wszystkim pokazywać uczucia dwojga ludzi. Najbardziej pożądana będzie prostota, minimalizm, skupienie się na parze i ich miłości. Nie widzę powodu dla którego akurat sesje plenerowe powinny być wykonywane w streetowym stylu.
4. Jesteś pasjonatem szachów, a to raczej niezbyt fotogeniczny sport. Czy znajomość środowiska i umiejętność wyłapywania niuansów ułatwia dokumentowanie tych intelektualnych zmagań?
Szachy towarzyszą mi od czternastego roku życia. Mogę śmiało powiedzieć, że bardzo dobrze znam środowisko szachów i zawodników, co bardzo ułatwia fotografowanie tego sportu. Będąc aktywnym zawodnikiem i zarazem trenerem szachowym jestem w stałym kontakcie z osobami, które odgrywają duże znaczenie dla tej dyscypliny i jej promocji w UK. Myślę, że znajomość tematu jest niezbędna przy każdym fotograficznym projekcie. Jedno spojrzenie na aktualną pozycję na szachownicy pozwala mi szybko ocenić sytuację i przewidzieć, w którym kierunku dana partia zmierza, a więc co się wydarzy - kto się podda, a kto będzie się cieszył ze zwycięstwa. Czasami na szachownicach dzieją się zabawne bądź nietypowe sytuacje, których nie można dostrzec bez znajomości tego sportu. Zdarzało się na przykład, że na dwóch różnych szachownicach po około dwudziestu posunięciach był dokładnie taki sam układ. Jest to oczywiście niezwykle rzadkie, biorąc pod uwagę ilość możliwych ruchów do zagrania na każdym etapie partii. Myślę, że szachy to mimo wszystko fotogeniczny sport. Z racji tego, że jest on statyczny i zawodnicy siedzą często przez kilka godzin w jednym miejscu, bardziej skupiamy się na mimice, gestach czy mowie ciała. Więc fotografując szachy trzeba być cierpliwym, zupełnie jak w streecie!
Fotoreportaże z szachów odegrały też swoją rolę choćby w takich konkursach jak World Press Photo czy Grand Press Photo. To naprawdę cieszy, bo dla wielu jest to nie tylko sport, ale i sposób na życie. W poprzednim roku miałem możliwość fotografować mecz o mistrzostwo świata pomiędzy Magnusem Carlsenem i Fabiano Caruaną. Muszę otwarcie powiedzieć, że byłem zszokowany sposobem pracy fotografów. Było nas około czterdziestu, rozstawionych dookoła stolika, bez możliwości przemieszczania się. W momencie gdy zawodnicy pojawili się przy stole, aparaty zaczęły strzelać jak karabiny, nieprzerwanie przez całe 5 minut dozwolonego dla fotoreporterów czasu. Było mi trochę wstyd. To nie jest mecz piłki nożnej gdzie 1/1000 i seria 13 kl/s to minimum. Zrobiłem kilkanaście zdjęć. Koledzy po fachu pewnie kilkaset. Ale tu chodzi o to, by fotografować dyskretnie! Staraj się swoim zachowaniem nie przeszkadzać zawodnikom. Jeżeli możesz, to użyj elektronicznej migawki, która nie wydaje dźwięku.
5. Czym jest dla Ciebie poszukiwanie fotograficznego stylu? Pytam w kontekście różnych prób wzorowania się na klasykach gatunku oraz zwracanie uwagi poprzez edycję graficzną.
Ostatnio zaobserwowałem trend wśród zachodnich fotografów streetowych, by fotografować na wzór Saula Leitera. Po części rozumiem chęć tworzenia tego typu prac - świetnie nadają się na sprzedaż, czy do powieszenia na ścianie. Jednak mam wrażenie, że przestawienie się na fotografowanie w ten sposób podyktowane jest bardziej chęcią zebrania lajków na Instagramie lub możliwością sprzedania odbitek, niż faktycznie potrzebą wyrażenia siebie. Ja nie używam presetów, które imitują analogowe filmy bo chcę, by zdjęcie broniło się samo – nie muszę maskować braku treści zabiegami graficznymi. Mam swój sposób na edycję w którym preferuję naturalną kolorystykę, tak by za 20 lat można było na zdjęcie swobodnie patrzeć. Cieszę się, że znalazłem swoją drogę.
Gdy zacząłem mieć swoich ulubionych fotografów, podświadomie szukałem na ulicy podobnych zdjęć. Było to trochę frustrujące doświadczenie, ponieważ magiczny świat z fotografii przeminął 50 lat temu i już nie istnieje. Nasza rzeczywistość wygląda inaczej. Zauważyłem, że ja próbowałem na początku raczej naśladować. Wszystko zmieniło się za sprawą pewnej rozmowy którą przeprowadziłem z właścicielem galerii sztuki w Stanach Zjednoczonych. Zadałem mu pytanie: jakim kluczem dobiera artystów do zaprezentowania w swojej galerii? Powiedział niesamowite słowa, które utkwiły mi w pamięci i zmieniły sposób w jaki podchodzę do fotografii: „na tysiąc aplikujących osób zaledwie dwóch artystów posiada swój głos - cała reszta tylko naśladuje, bądź nie ma tak naprawdę nic do przekazania”. Te słowa uświadomiły mi, że muszę fotografować sercem i tak jak czuję, nie patrząc się na nikogo innego i nie starając się wpasować w modę. Tak więc od tego czasu fotografuję tylko dla siebie, a jeżeli moje zdjęcia komuś się spodobają... to super, będzie mi niezmiernie miło!
Dziękuję za rozmowę!
Tymon Markowski
Patryk Stanisz (1984) - ukończył chemię na Uniwersytecie Wrocławskim, nigdy nie pracował w wyuczonym zawodzie. Od ukończenia studiów (2009 rok) pracuje jako fotograf ślubny. Od 2012 roku mieszka w Londynie. W wolnych chwilach gra w szachy reprezentując barwy Cambridge University, oraz zajmuje się trenowaniem zarówno dorosłych jak i dzieci.