Tomasz Domagała




1. Od 2001 roku jesteś użytkownikiem PLFoto – jak mnie pamięć nie myli, to jedna z pierwszych popularnych społeczności internetowych dla fotografów. Czym dla Ciebie są takie miejsca, jak właśnie PLFoto, platformy blogowe, grupy na Facebooku lub Instagram? Lubisz komentować prace innych osób? Czy uważasz, że fotografowie mają problem z przyjmowaniem krytyki?


Śmiesznie, że wygrzebałeś PLFoto. Zupełnie nie wiem jakimi diabelskimi sztuczkami sprawdziłeś, od kiedy mam tam konto. Faktem jest, że to było pierwsze miejsce, w którym publikowałem zdjęcia. To przeszłość, bardzo odległa. Miałem też konto na Bloggerze, ale szybko je zaniedbałem - nie miałem poczucia, że do kogokolwiek docieram. Instagrama natomiast nie lubię. To jest platforma dla ludzi, którzy chcą się pochwalić swoimi jajkami (tymi na talerzu oczywiście) i selfie zrobionymi w windzie. Rozmiar zdjęcia dyskwalifikuje to medium jako poważną platformę dla fotografów. Nie przekreślam jednak tego miejsca całkowicie. Jest to przecież jedna z dróg dotarcia do szerszego grona odbiorców, także tych spoza światka fotograficznego.

Unikam komentowania w internecie. Wyjątkiem są sytuacje, w których internetowi „znawcy” atakują dobre zdjęcie tylko dlatego, że go nie rozumieją. Wtedy staję się pasywnie-agresywny. Jak powszechnie wiadomo, ego artysty jest niewspółmierne do jego osiągnięć oraz fizycznych rozmiarów człowieka, a zranione potrafi wpaść w szał. Szczególnie ci fotografowie, którzy coś osiągnęli, mają gigantyczny problem z krytyką. Ja również mam taki problem - szczególnie, gdy krytyka pochodzi od ludzi, którzy zajmują się fotografią daleko usytuowaną od tego, czym sam się zajmuję. Dlatego unikam publikacji zdjęć w miejscach takich, jak ledwo zipiące PLFoto czy Fotoferia. Choć krytyki samej w sobie się nie boję.

Wciąż jestem jednym z adminów Street Dogs of Poland. Choćby z tego powodu uważam, że społeczności - szczególnie facebookowe - to ważny element w rozwoju fotografii i jej poszczególnych gatunków. Ale to jednocześnie straszny zalew crapu. Był czas, gdy pisaliśmy uzasadnienie naszego wyboru do najlepszych zdjęć na grupie. Takie komentowanie lubię, ponieważ można się konstruktywnie spierać o zdjęcia, gdy ktoś jest otwarty na dyskusję. Niestety wiele osób twierdzi, że poziom Street Dogs of Poland spadł. Zgadzam się z tym - lecz nie jest to wina administracji, ale użytkowników. Wielu uzdolnionych fotografów przestało publikować na grupie, a w ich miejsce pojawiło się wiele nowych twarzy. Poziom grupy jest tak dobry, jak dodawane na nią zdjęcia. Internetowa popularność jest sama w sobie uzależniająca - dla twórcy bardziej szkodliwa niż motywująca. Szukanie lajków, a co za tym idzie, szybkiego zastrzyku dopaminy może zaszkodzić nie tylko twórczości danej osoby, ale jej samej. Młodzież nie powinna iść tą drogą. A szukanie facebookowych konkursów opartych o formułę plebiscytu to najgorsze zło.




2. Everyday Warsaw - z tego pomysłu jesteś chyba kojarzony najczęściej. Czym dla Ciebie jest ten projekt? Co takiego widzisz w Warszawie, że tak skupiła Twoją uwagę? Z jakimi ludźmi oraz sytuacjami na ulicach się spotykasz?


Dziś mamy nadmiar wszystkiego. Dobrych i złych zdjęć, efektów i efektownego kina robionego z przytupem. Zdecydowanie za mało skupiamy się na tym, co dzieje się wokół. Uciekamy od codzienności, a ona potrafi być zaskakująca i fascynująca. Niekoniecznie piękna i efektowna. Jeśli się jednak jej przyjrzeć, to potrafi zachwycać. O tym jest Everyday Warsaw.

Początek tego przedsięwzięcia to żywioł. Miałem założenie, że chcę dotrzeć ze streetem do szerzej publiczności. Sprofilowanych odbiorców i fanów fotografii (w szczególności) streetowej mogłem znaleźć na grupach czy portalach internetowych. Miałem pragnienie dzielenia się swoją Warszawą. To, że fanpage projektu tak się rozrósł, było przez chwilę zaskoczeniem, ale dość krótko. Nie mam celu na osiągnięcie 500k followersów, cenię aktualnych odbiorców za ich wrażliwość i nie zamierzam iść w stronę totalnej komercji. Gdyby tak było, to zacząłbym fotografować miejskie pejzaże. W pewnym momencie kupiłem specjalną folię, którą przykleja się do ścian i zacząłem wypisywać pomysły, co mogę zrobić. Część z tego co zaplanowałem już zrealizowałem, część wciąż czeka na moje działania. W tej chwili pracuję, aby to wszystko trochę zmienić, rozwinąć kanał na YouTube. To mają być głównie krótkie reportaże o Warszawie.

Sama Warszawa jest ogromnie ciekawa i nie mam potrzeby uciekać do Londynu, aby robić streeta. Mieszkałem tam przez pół roku i zdecydowanie mnie nie zachwycił. Warszawa natomiast to jest wir zmian. Zerknij na miasto sprzed pięciu lat – było totalnie monokulturowe. Dziś nie spotkać kogoś o śniadej karnacji, czy nie usłyszeć ukraińskiego języka – nie da się. Sama tkanka miasta też zmienia swój charakter w takim tempie, że czasem nie sposób nad tym nadążyć. Ale jako ludzie mamy zachwycającą zdolność do adaptacji co powoduje, że coś co było nowością tydzień temu, dziś jest oczywiste. Jest kilka takich miejsc, które z niebywałego folkloru przemieniają się w wielkomiejskie, klasycznie nudne miejscówki. Mam na myśli na przykład okolice Dworca Południowego, znanego raczej jako Metro Wilanowska. Strasznie żałuje, że nie poświęciłem kiedyś temu miejscu więcej czasu. Takich punktów w Warszawie jest mnóstwo. Dlatego tak bardzo mnie to miasto wciąga i zachwyca. Jest tym, czym my Polacy być pragniemy, tym z czego jesteśmy dumni, czego się wstydzimy i tym czym czasami gardzimy. 

Na ulicy nie zdarza mi się zbyt często wchodzić w reakcję z ludźmi. Czasem ktoś zada pytanie: czemu go sfotografowałem? Wtedy wyjmę telefon, pokazuję fanpage oraz stronę Everyday Warsaw i tłumaczę, czym się zajmuję. Robiąc zdjęcia wychodzę z założenia, żeby przede wszystkim nie być „wujem”. Jeśli zdarzy mi się zdjęcie, które jest humorystyczne, ale mogłoby być odebrane jako napastliwe, to je publikuję z wiarą, że mamy jako ludzie do siebie tyle dystansu, że potrafimy zaakceptować swoje małe potknięcia, czy wady. Kilka razy zdarzyło się, że ktoś się odnalazł na zdjęciu - choćby jeden z młokosów na hulajnogach. Najczęściej wtedy ludzie się cieszą, a ja z wdzięczności wysyłam im odbitki. Tylko raz poproszono mnie o usunięcie zdjęcia - było to zdjęcie przytulającej się pary na tle plakatu filmu „Transcendencja”. Kobieta nie miała problemu z wizerunkiem, a raczej z momentem, w którym zrobiłem zdjęcie. Pech chciał, że to zdjęcie było opublikowane w czterech dużych portalach internetowych jako ilustracja do wywiadów nt. Everyday Warsaw. Dałem jednak radę usunąć wszystkie publikacje. 




3. W pewnym momencie życia podjąłeś decyzję, że zaczniesz na fotografii zarabiać. Na ile często możesz fotografować to, co Cię pasjonuje, a ile czasu trzeba fotografować to, czego wymagają inni? Czy fotografowanie komercyjne wypalało Cię również w sferze artystycznej?


Moje zawodowe i życiowe wybory spowodowały, że dzisiaj komercyjnie fotografuję zdecydowanie rzadziej. Również dlatego, że po niemal dwuletniej przerwie zleceń jest zdecydowanie mniej. Ciężko odbudować bazę klientów, ponieważ agencje eventowe i PR lubią mieć stałych dostawców usług. Łatwiej jest ze ślubami, choć w tym temacie odczuwam jakąś wewnętrzną blokadę. Gdy dużo pracujesz, w pewnym momencie pojawia się wypalenie i niechęć, by umówić jakąś sesję. Wychodząc z domu wolisz wręcz zostawić aparat w szufladzie. Ta długa przerwa dała mi jednak coś, czego nie zyskałbym w inny sposób. Dzięki niej dojrzałem. Zacząłem cieszyć się fotografią i obrazem. Trochę jak dzieciak, potrafię odkrywać zupełnie nowe rzeczy i skupiać się na innych aspektach fotograficznego procesu. Polecałbym takie odłożenie aparatu na jakiś czas każdemu, kto ma blokadę twórczą. Dla mnie, ze względów osobistych, było to jednak bolesne doświadczenie. Ale potem pojawiła się spora ulga.

Gdy sięgam teraz po aparat, częściej robię to dla siebie. Nie mam konkretnego szablonu dnia, który powtarzałby się regularnie. Czasem wybieram się poszukując konkretnego kadru - mam w głowie obraz i za nim podążam. Częściej jednak rzucam się w wir miasta, dając się mu skonsumować. Chodzę i przyglądam się ludziom, snuje mikro opowieści o mijanych osobach i staram się te opowiastki pokazać. Gdy siadam do edycji po powrocie do domu, przywołuję te wspomnienia. Opieram się na tym, co towarzyszyło mi podczas robienia zdjęć. Staram się publikować te zdjęcia, które posiadają w sobie opowieść, jakiś rodzaj ładunku emocjonalnego. Może dlatego tak rzadko można spotkać u mnie to, co w dzisiejszym streecie jest tak popularne - wszelkie zagrania graficzne, zabawy tłem, łączenie różnych elementów (często na pozór niepasujących do siebie) w jedną całość. To są często wybitne prace, ale mi raczej obce. Dlatego bardzo się cieszę, że tegoroczny konkurs 8. Leica Street Photo wygrało zdjęcie z ogromnym ładunkiem emocji i nie lada opowieścią.

Fotografia uliczna zdecydowanie wpływa na mój styl fotografowania w innych dziedzinach. Oczywiście nie zrobię typowego pack-shota na ulicy, ale zdjęcia produktowe w ogólnym ujęciu już można. Zrobiłem raz zlecenie do czołówki pewnego programu o tematyce śmieci. Miałem zupełnie wolną rękę, więc poświęciłem ok 35h na łażenie po ulicach i centrach handlowych, szukając odpowiednich ulicznych kadrów do tej historii. Na ślubach też pewna wrażliwość i uliczna zwinność bardzo się przydaje. Kiedyś usłyszałem od młodej pary: „jak Ty to robisz, że przy takim wzroście (197 cm) tak mało się rzucasz w oczy?”. 




4. Jako jeden z nielicznych jesteś obecny na Patronite, znalazłem też próbę zebrania funduszy na wpisowe do konkursu Magnum. Obie bez powodzenia. Czy uważasz, że Polacy nie są gotowi na taką formę wspierania finansowego twórców? Gdzie teraz powinien szukać pieniędzy fotograf, który chciałby w pełni poświęcić się pasji tworzenia?


Gdy zajrzysz na Patronite to zauważysz, że Polacy świetnie sobie dają radę ze wspieraniem twórców. Nie wiem tylko czy fotografia przekonuje ich do tego jako dziedzina. Bo jeśli chodzi o twórców wideo (autorów podcastów), to wyniki są duże lepsze. W moim przypadku problem leży w tym, że odbiorcy Everyday Warsaw nie są w żaden sposób ze mną związani. Wielu z nich nie wie kto stoi za tym projektem. Nie ma między nami mocnej relacji. Nie publikuję niestety tak regularnie, jak bym sobie tego życzył. Jednak nadal wierzę, że coś końcu zaskoczy. W social mediach jest kilka warszawskich projektów fotograficznych. Poza moim i Krzyśka Grabary (Warsaw Stories), wszystkie przedsięwzięcia odnoszące sukcesy są związane raczej z architekturą i pejzażem miejskim. Czy są jednak ważne dla kogokolwiek? Nie sądzę. Żyjemy bowiem w czasach, w których należy się emocjonalnie związać z odbiorcą, ponieważ inaczej nasze zniknięcie zostanie niezauważone.

Gdzie najlepiej szukać pieniędzy należałoby zapytać tych fotografów, którzy takie finansowanie już zdobyli. Ja się trochę w tym jeszcze gubię, choć moja determinacja na tym polu jest coraz większa. Chętnie przyjmę sponsora lub mecenasa. Plan mam całkiem nieźle przemyślany - na wiosnę ruszę z projektem wideo na YouTube. W tej chwili finansować swoją pasję muszę niestety z własnej kieszeni. Jest co prawda kilka grantów i stypendiów, po które warto sięgnąć. Niestety mam wrażenie, że fotografia jest traktowana po macoszemu, tak przez instytucje państwowe, jak i podmioty prywatne. Jakby się rozejrzeć, to można zobaczyć całkiem sporo projektów kulturalnych sponsorowanych przez Państwo jak i prywatny biznes. Niestety większość mecenasów omija szerokim łukiem fotografię, a już na pewno fotografię reportażową. Czasami robi się wręcz przykro gdy widzę, jakie projekty są w grubych milionach finansowane przez PISF - ile by można było zrobić za te pieniądze świetnych reportaży! Mam w sobie takie zniechęcające przekonanie, że jak po pieniądze pójdzie Tomasz Domagała – bez znajomych tam, gdzie ich mieć trzeba, to zobaczy figę z makiem. Fotografia reportażowa maluje się jako fanaberia dziwaków - nikt poważny dziś nie publikuje dokumentu. Biznes realizuje tylko opłacalne przedsięwzięcia.




5. Co dla Ciebie oznacza stwierdzenie, że fotograf zostawia siebie na zdjęciach? Jaki masz stosunek do słowa „artysta”? Czy fotografia uliczna to dla Ciebie sztuka?


Fotografia to wycinek duszy fotografa z konkretnego miejsca i czasu o grubości jednego fotona. Oczywiście pod warunkiem, że podczas fotografowania tej duszy używa. Gdy to robi, to tworzy sztukę. Bez względu na rodzaj czy gatunek fotografii. Samo słowo jest jednak nadużywane i częściej kojarzy się z jakimś obciachem niż prawdziwym twórcą.

Kiedyś niemal otarłem się o bezdomność w Londynie. Gdy rzuciłem wykonywaną wtedy pracę na rzecz innej okazało się, że mnie oszukano. Zostałem bez pracy, miałem dług za miniony tydzień w swoim hostelu i ostanie 20 funtów w kieszeni. Poszedłem wtedy do sieciowej drogerii i wydrukowałem dwadzieścia dobitek. Zrobiłem tablicę na której powiesiłem dziewięć zdjęć, bo tyle się na niej mieściło. Pojechałem na Trafalgar Square, gdzie siedzą lewitujący ludkowie, goście grający na gitarze czy performerzy wyginający ciała podczas fikołków. Usiadłem tam ze swoją tablicą. Nie mogłem jednak nic sprzedawać, ponieważ zabraniały tego przepisy. Zdjęcia mogłem jedynie rozdawać, licząc na dotację ze strony przechodniów. Gdy nabrałem doświadczenia, zdobywałem dziennie około 50-80 funtów. Pozwoliło mi to spłacić dług, wrócić do Polski i nie zostać bezdomnym. To jedno z najważniejszych doświadczeń jakie przeżyłem. Moje zdjęcia pozwoliły mi przetrwać. Wtedy też zacząłem o sobie myśleć jako o artyście.

Przy okazji tej historii okazało się, że moja twórczość ma znaczenie nie tylko dla mnie. Obcy ludzie potrafili się autentycznie wzruszać widząc moje prace. Tego nie zobaczysz w galerii. To doświadczenie prosto z ulicy. Przekrój całego europejskiego społeczeństwa mówił mi wprost, że to co robię jest wyjątkowe. To zupełnie inne doznanie niż zwycięstwo w konkursie, czy wsparcie rodziny i bliskich. Żona czy kolega nie powie Ci: chyba jednak powinieneś zająć się garncarstwem - bo i takie rady słyszałem. Nie poddałem się jednak i teraz też nie zamierzam.


Dziękuję za rozmowę! 
Tymon Markowski



Tomasz Domagała (1980) – urodzony i wychowany na warszawskim Mokotowie. Uwielbia dobre kino, fotografię dokumentalną oraz Warszawę. Zdjęcia nauczył się robić sam. Od 2014 roku prowadzi Everyday Warsaw, czyli reportażowo-streetową opowieść o zmieniającej się Warszawie.


www.everydaywarsaw.com
www.facebook.com/Everyday.Warsaw
www.instagram.com/everyday_warsaw
https://patronite.pl/EverydayWarsaw