Zbigniew Osiowy



1. Jesteś związany z Wrocławiem. Z początku fotografowałeś w Polsce, podejmując się zleceń reporterskich. Co najbardziej zwróciło Twoją uwagę po wyjeździe do Wielkiej Brytanii? Jak bardzo Twoja fotografia się wtedy zmieniła?

Pochodzę z Jarosławia (podkarpackie), a we Wrocławiu studiowałem i mieszkałem kilka dobrych lat. To właśnie podczas studiów dorabiałem sobie jako fotoreporter dla agencji fotograficznej, łącząc tym samym pasję z pracą. Tam powstawały też moje pierwsze streetowe fotografie. Patrząc na nie dzisiaj z perspektywy minionego czasu, część z nich wciąż mi się podoba, a część dawno już usunąłem ze swojego portfolio.

Do Anglii wyjechałem zaraz po studiach, nie mając sprecyzowanych planów na przyszłość. Chciałem szybko zarobić na nowy sprzęt fotograficzny i jednocześnie poznać nowe miejsce. Londyn zdecydowanie zmienił moje podejście do robienia zdjęć. To nie tylko stolica, ale również ogromna metropolia, gdzie ilość ludzi w przestrzeni miejskiej jest nieporównywalna z Wrocławiem. Londyn to przede wszystkim bardzo multikulturowe miasto, w którym wiele się dzieje. To daje większe możliwości w szukaniu ciekawych motywów do zdjęć. Więcej wydarzeń, więcej nietuzinkowych miejsc. Podróżując po świecie skupiasz się zazwyczaj na danej kulturze, która panuje w danym miejscu. Londyn to taki świat w pigułce – tutaj możesz spotkać ludzi z każdego zakątka kuli ziemskiej. Zdecydowanie nauczyłem się tu o wiele więcej, do tego w szybszym czasie, niż miało to miejsce w Polsce. Miałem ze sobą aparat każdego dnia i prawie codziennie robiłem jakieś zdjęcie.

Fotografując w UK zmieniłem obiektyw na szerszy kąt. Obecnie używam 24mm lub 28mm, podczas gdy wcześniej pracowałem na 35mm oraz 50mm. Zacząłem dostrzegać, że na jednym zdjęciu można uchwycić kilka zupełnie różnych planów, które razem tworzą ciekawą całość. Zdjęcia robię głównie dużą lustrzanka i od jakiegoś czasu iPhonem – ta alternatywa coraz bardziej mi się podoba, ponieważ telefon z biegiem czasu oferuje coraz więcej możliwości. Zawsze mam go ze sobą!



2. Z Twoich zdjęć wypływa zainteresowanie przede wszystkim innymi ludźmi. Próżno szukać u Ciebie pustych przestrzeni. Co czyni mieszkańców Londynu tak interesującymi, że są głównym obiektem Twojego zainteresowania?

Ludzi uwielbiam obserwować od dziecka! Fotografie z nimi zawsze wydawały mi się bardziej ciekawe od tych bez ich obecności. W Polsce czasami spotykałem się z nieprzyjemnymi komentarzami, czy reakcjami przechodniów. Kiedy mieszkałem we Wrocławiu, to nie były jeszcze czasy smartfonów i tego, że każdy może wszędzie zrobić Ci zdjęcie. Używając dużego aparatu zwracałem na siebie uwagę, a reakcja ludzi nie zawsze była naturalna - zaczynali automatycznie patrzeć w obiektyw i uśmiechać się, bądź wyrażać niezadowolenie. A ja chciałem uchwycić coś zupełnie innego. W Londynie poczułem się bardziej transparentny. Miałem wrażenie, że nikogo nie obchodzi to, że idę przez miasto i robię zdjęcia. Mieszkańcy tutaj są bardzo zabiegani, w dużej mierze zajęci sami sobą. Dla mnie jako fotografa to o wiele bardziej komfortowa sytuacja, ponieważ daje większe możliwości i swobodę.

W Londynie panuje dość imprezowa atmosfera. Ludzie przywiązują dużą uwagę do swojego wyglądu, a jednocześnie mają do siebie większy dystans niż w Polsce. Oczywiście w naszym kraju również możesz spotkać kogoś ciekawego, ale to wciąż mniejszość. Mam też takie poczucie, że fotografując ludzi dokumentuję codzienność i zostawiam ślad po naszych czasach. To dla mnie coś więcej, niż tylko dobrze skadrowane czy technicznie dopracowane zdjęcie. To jedna z tych z rzeczy, które w fotografii lubię najbardziej. Dobrze zrobione zdjęcie mówi samo za siebie. Oznaczam swoje fotografie jedynie miejscem i datą. Choć czasem dobrze jest dodać krótką notatkę co zdjęcie przedstawia, zwłaszcza gdy nie jest to jednoznaczne. Lubię też metafory – dają do myślenia i zmuszają do dłuższego pozostania z fotografią.



3. Bardzo dużo Twoich zdjęć powstało w metrze. Związane jest to z projektem Tube Photography. Co takiego niezwykłego odczuwasz w tym miejscu, że sięgasz po aparat?

W Londynie praktycznie codziennie podróżuję transportem publicznym. Londyńskie metro jest najstarsze na świecie. Codziennie korzysta z niego ponad 3,5 miliona ludzi, a co za tym idzie, dzieje się tam mnóstwo ciekawych sytuacji. Ludzie są zupełnie obojętni i wręcz unikają kontaktu wzrokowego z innymi. Często śpią, słuchają muzyki, czytają. W godzinach szczytu trudno zmieścić się do wagonu. Również na korytarzach panuje chaos i każdy spieszy w swoja stronę. To wszystko wydało mi się idealnym środowiskiem do streetowej fotografii. To takie podziemne miasto, pełne wąskich uliczek, rządzące się swoimi prawami.

Ciekawych zdjęć przybywało z dnia na dzień. Nazwałem ten projekt Tube Photography. Początkowo zdjęcia były robione z zamiarem fotoreportażu - miał on przedstawiać ludzi czytających gazety podczas codziennych podróży metrem. Jednakże ciekawych motywów przybywało. Zacząłem fotografować dosłownie wszystko, co wydało mi się interesujące: ludzi podróżujących w weekend na imprezę i wracających z niej do domu; wydarzenia z miasta, które przenosiły się do metra jako środka transportu; tłumy ludzi w wagonach i na korytarzach. W metrze czułem się jak na ulicy! Najlepsze według mnie zdjęcia zacząłem publikować na stronie internetowej poświęconej tylko temu projektowi. Niestety, w trakcie przenoszenia swoich stron na inne serwery, ta witryna przestała funkcjonować z przyczyn technicznych. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się do niej wrócić. Obecnie te zdjęcia można zobaczyć tylko na Flickrze.

W przyszłości chciałbym wydać album z tymi zdjęciami. Co ciekawe, właśnie ukazała się książka, gdzie Mike Goldwater publikuje swoje fotografie z londyńskiego metra sprzed prawie pięciu dekad. Jak widać, nie zawsze trzeba się z tym spieszyć. Dzisiaj to prawdziwa perełka zobaczyć, jak było prawie pięćdziesiąt lat temu. Te fotografie na swój sposób zyskały na wartości. Niby to samo miejsce, ale takich zdjęć nie da się już dzisiaj powtórzyć. Bardzo lubię za to projekty długoterminowe. One mówią same za siebie, nie potrzebują opisu. W przeciwieństwie do reportażu, w którym możesz przedstawić tylko kilka zdjęć oraz musisz dołączyć opis. A oglądając taką książkę historie piszą się wręcz same...



4. Londyn jest chyba jednym z najbardziej obfotografowanych miast w Europie. Co zrobić, by postarać się być choć trochę oryginalnym w uwiecznianiu tego miejsca, a czego tam unikać?

To fakt, że zdjęć z Londynu powstało już tyle, że trudno o coś bardzo oryginalnego. Z drugiej strony, czas wszystko zmienia. Zmieniają się ludzie oraz ich zachowania. Na przykład omawiane przeze mnie metro - jest już mnóstwo zdjęć i albumów, które je udokumentowały. Ale kiedy patrzysz na te ujęcia z poprzedniej dekady, wyglądają nieco inaczej niż obecne londyńskie Tube. Tak samo ulice miasta - zmieniają się szyldy sklepów oraz moda. Ludzie chodzą z kubkiem kawy w ręku, trzymają tablet, poskładany w kostkę rower albo mkną na hulajnodze. To atrybuty współczesności. Nie tak dawno temu to raczej nie były codzienne sytuacje. Myślę, że trzeba mieć swoją wizje tego, co chce się fotografować. Nie ma sensu kopiować zdjęć innych. Nie można bać się chodzić własnymi ścieżkami. W Londynie tyle się dzieje, że każde zdjęcie na swój sposób i tak jest oryginalne.

Miejsca, którymi często przechadzam się z aparatem są bardzo zatłoczone – dużo ludzi na małej przestrzeni, więc praktycznie nie sposób uchwycić kadr bez człowieka. Moje pierwsze streetowe fotografie powstawały głównie w biznesowej dzielnicy City of London. Dokumentowałem codzienne życie ludzi pracujących głównie w bankach i korporacjach. Nazwałem ten projekt EC£. Jest też wspomniane wcześniej Tube Photography. To w sumie moje dwa największe projekty z Londynu.

Najlepiej i najłatwiej fotografować to miasto, gdy się w nim oczywiście mieszka. Nie można tego porównać do wyjazdowego projektu, ponieważ jesteśmy wtedy ograniczeni czasem. Są miejsca, w które po prostu trzeba powracać, ponieważ często pomysł na zdjęcie rodzi się po czasie. Fotografując kilka razy w tym samym miejscu można zrobić nie jedno, ale nawet kilka oryginalnych zdjęć. Oczywiście, można też wracać z niczym, nie ważne ile razy byśmy tam nie poszli. Moje ulubione miejscówki też się zmieniają i fajnie to obserwować. Lubię Southbank wzdłuż Tamizy, Bricklane, Regent’s Canal, Camden Town czy Chelsea. To jednocześnie są miejsca, gdzie najczęściej powstają streetowe fotografie niezależnie od pogody, która jest tutaj dość zmienna. Właściwie każda dzielnica Londynu to trochę inny świat. To czyni miasto jeszcze bardziej barwnym.



5. Ostatnio zrobiłeś sobie długą przerwę od fotografowania. Niezbyt aktywnie publikujesz również w internecie. Z czego to wynika i jakie dało rezultaty?

Kiedy zaczynałem przygodę z fotografią uliczną, używałem analogowego aparatu i slajdów. Wtedy każdy kadr był na wagę złota. Zważywszy, że dla młodego chłopaka koszt rolki to już był spory wydatek. Aby zobaczyć efekt, trzeba było wywołać zdjęcie. Pamiętam kiedy kupiłem sobie pierwszy cyfrowy aparat - to było w 2002 roku i był to Canon 10D. Żeby na niego zarobić, pracowałem cale wakacje w USA na wyjeździe z Work&Travel. I wtedy się zaczęło! Robiłem tysiące zdjęć, a potem trzeba było coś przecież wybrać i zająć się obróbką. Dawało mi to wiele satysfakcji. Nie musiałem się w końcu ograniczać! Uczyłem się nowych programów do edycji zdjęć. Ta łatwość fotografowania pozwalała na szybszy rozwój. Ograniczała mnie chyba tylko pojemność karty i wytrzymałość baterii. Potem kupowałem coraz lepsze aparaty, zapasowe baterie, karty z coraz to większą ilością miejsca. Zdjęcia robiłem praktycznie każdego dnia, głównie hobbistycznie – taka rutyna. Ciągle mam wiele nieopublikowanych kadrów, które zalegają na dyskach. A że wolę bardziej fotografować, niż edytować, to pewnie jeszcze trochę tam poleżą. To pewnie z kilkanaście terabajtów.

Wcześniej bardzo dużo mojego czasu poświęcałem fotografii, będąc z nią związanym ponad 20 lat. Cztery lata temu zostałem jednak tatą. Robię teraz tysiące zdjęć swojej córce, ale ich nie publikuję. Ta przerwa od streeta nie jest w moim odczuciu czymś negatywnym. Pozwala na głębszy oddech i inne spojrzenie na swoje dokonania. Może to dobry moment na chwilę refleksji? Czas pokaże, co z tego wyniknie...

Dziękuję za rozmowę!
Tymon Markowski

Zbigniew Osiowy (1978) – absolwent Politechniki Wrocławskiej. Poza zamiłowaniem do fotografii kocha podróże, dobrą kawę i czerwone wino. Przez wiele lat związany z agencja fotograficzną Forum i Fotorzepa. Obecnie mieszka i pracuje w Londynie.